![]() |
![]() |
Wpisany przez Jaro i Kinga |
czwartek, 08 kwietnia 2010 09:08 |
Strona 7 z 17
Dzień trzeci
Podróż do Petry
Wstajemy znów o 7, tak chcę się wyspać ale przygoda czeka. Śniadanko- standard, bez żadnych niespodzianek. Wyruszamy na główną ulicę łapać taxi. Dziwi nas, że w każdej siedzą po 2 osoby, jakby ojciec z synem, którego przyucza do zawodu. Zatrzymuje się i chcemy wsiadać, ale na tylnym siedzeniu jest tobołek z ? czymś. Oczywiście pytamy się ile, nie chcemy później niespodzianek. Taksówkarz chce od nas 3 JD, wiemy, że 2 to max jaki powinniśmy zapłacić, niby nie ma sensu kłócić się o 4,5zł ale dla zasady odmawiamy. Zatrzymuje się następna, tym razem jest czysta, bez tobołków i syna, pan mówi, że włączy licznik- jedziemy. Jedziemy jakieś 20 minut a na liczniku miłe zaskoczenie: 1,4 JOD. Pan szuka dla nas busika do Perty czyli Wadi Musa. Oczywiście mamy pecha, właśnie pełen odjeżdża. Jesteśmy pierwsi w nowym busiku i znów negocjacje cenowe. Bilet powinien kosztować jakieś 3 JD, jest to najniższa cena jaką płacą turyści, bo miejscowi to koło 2 JD. Cena zaczyna się od 5 JD za osobę, staje na 7, wiem że przepłacam, ale jestem zmęczona, wsiadamy. Mam satysfakcję jak amerykański turysta płaci 5 JD jak mu powiedzieli. Jednak Polak potrafi. Mina mi rzednie jak Arabowi z 3 JD jeszcze wydają resztę bez żadnych negocjacji, czyli cena jest jednak ustalona. Ciągle mam poczucie, że przepłacam, taki kraj i taka mentalność.
Plan był taki: jedziemy do Petry ? zwiedzamy a następnego dnia jedziemy na pustynię. Niestety jak dojeżdżamy jest po 13 i dowiadujemy się, że na zwiedzanie Perty mamy jakieś 3-4 h i to podobno za mało. Petra jest na dole miejscowości a my na górze - jeszcze musimy tam dotrzeć bo bus z hotelu odjeżdża tylko o 7 i 8 rano. Postanawiamy wykupić w takim razie 2 doby w hotelu i dziś się trochę powłóczyć po wiosce. Tylko czemu wszystko jest non stop pod górę? Ja mieszkam na Mazowszu, gdzie głównie jest płasko. Zostawiamy manele i rozpoczynamy misję- JEŚĆ. W okolicach hotelu jest kilka knajpek, wszystkie wyglądają na drogie, ale jesteśmy głodni. Cena 5 JD za kebaba nas jednak poraża, obrażeni wychodzimy z restauracji, szukając jednak lepszego świata.
Udaje nam się. Wydaje się, że jakaś moc jest z nami ale później znajdujemy to miejsce opisane w przewodniku, czyli inni byli tu przed nami, Allach damn it! Tuż za piekarnią (polecam baklawę ? niebiańska), koło piekących się kurczaków niepozorna knajpka gdzie chodzą tylko miejscowi, kanapka z mięsem (kebab) 0,5 JD i pyszny falafel 0,3 JD. W Polsce falafele są dla mnie ohydne, tam to niebo w gębie, pycha. Najedzeni mogliśmy powłóczyć się po okolicy... hmm nie ma po czym się włóczyć. Poza główną ulicą przy hotelu to miasto bez rozrywek, chyba, że ktoś lubi wieczorne i poranne modły wydobywające się z meczetów. Zakupujemy wodę, pepsi ? 2 JD i chlebek pita - 0,1 JD za sztukę, jakieś ciastka i baklawę (u nas takiej nie ma, chociaż może to i dobrze, bo można jeść póki się nie pęknie). Oczywiście wieczorem whisky.
|